Danuta Hala
"Ptakom podobni", 1983
Głos Wybrzeża
W Biurze Wystaw Artystycznych w Sopocie 21. 10. 1983 r. otwarta została wystawa prac Jerzego Zabłockiego. Najprostszym jej określeniem będzie stwierdzenie, że wszystkie pokazywane obrazy tworzą cykl oparty na jednym motywie – motywie ptaka. Ptakom podobni – temat w malarstwie często podejmowany. I rzeczywiście, pierwsze spojrzenie na wystawę spowodowało natychmiastowe skojarzenie z malarstwem Józefy Wnukowej. Bowiem dziesięć lat temu Józefa Wnukowa wystawiła swój „ptasi" cykl. Pozwolę sobie przytoczyć słowa malarki wypowiedziane w 1973 r. na łamach „Przeglądu Artystycznego" 6/76/1973: „Pożyczam kształt od ptaków, aby śmielej mówić o losach ludzi. Chcę przekazywać emocje najprostszym językiem, w którym słowo jest kolorową plamą, a materia malarska – budową mojej opowieści. Temat nie jest pretekstem do malarskiej rozgrywki, jest powodem, dla którego podejmuję ryzyko malowania obrazu".
Co różni te dwie wystawy? Otóż w malarstwie Wnukowej jest jasno czytelna metafora: tematem cyklu są ptaki, treścią – przypowieści o naturze i losie człowieka. Odnoszę wrażenie, że w ptakach Zabłockiego człowieka nie ma, jest za to pejzaż. Bowiem, wbrew pozorom, cykl ten przystaje do jego wcześniej prezentowanej twórczości, którą kojarzy się najczęściej z pejzażem. Zewnętrznością swoją ptaki te przypominają Pejzaże z wyobraźni. Właściwie jesteśmy przyzwyczajeni wszelkie czytelne elementy obrazu interpretować w sztuce antropomorficznie, albo przydawać im symbolicznych znaczeń. Nie tym razem. Choć, istotnie ptaki w ikonografii okazywały się być wdzięczną postacią w tworzeniu mitów, w roli przedmiotu kultu – w różnych mitologach bywały bądź to duszą ludzką, bądź też kimś przynoszącym nieszczęście. Albo symbolem odradzania się, by przypomnieć Feniksa.
Sądzę jednak, że Zabłocki do dzisiejszych czcicieli ptaków nie na leży. Jeśli mówić o jego ptakach, to te niewątpliwe przybierają postać zmonumentalizowaną. Oczywiście nie w rozumieniu monumentu, jako hieratycznej, martwej piramidy egipskiej, a po prostu wielkości. Proszę sobie wyobrazić ptaka zlewającego się z horyzontem. Ogrom. Przyznaję, że na gatunkach ptasich nie znam się dobrze. Mogę poznać wróbla, ale wróbla nie znalazłam. Ten, jak wiadomo, jest stworzeniem skromnym, pełnym wdzięku w szarości swoich piór. A, że orłem nie jest, raczej trudno umieścić go wśród ptaków monumentalnych. Tego ostatniego wypatrzyłam. Wprawdzie inne gatunki umknęły mojej nieornitologicznej uwadze, a może ich tam wcale nie było. Bo też, nie o ptaki – rejestrację gatunków, znaczenie kulturotwórcze, kostium satyry – tu chodzi.
Być może, jest to inny, nowy sposób podwójnego założenia kompozycji obrazów Zabłockiego. O jego malarstwie pisał kiedyś Zdzisław Kępiński: „rozprowadza ono w przestrzeni obrazu jakby rodzaj abstrakcyjnego krajobrazu, raczej rozpościera jakieś środowisko o naturze nieokreślonego, bezcelowo przelewającego się, a w pewnej partii płótna przeciwstawia temu jakby leniwemu bytowaniu zdecydowaną formę, albo zespół form celowo dobitnie ukształtowanych w geometryczną strukturę, a zarazem sygnałowo wydobytych z całości kolorem". Powstała wówczas interpretacja obrazów Zabłockiego zmierzała do wyjaśnienia, że koncepcja malarska artysty ma na celu przekazanie „archetypu konfliktu cywilizacyjnego –przeciwstawienia świadomości (a więc człowieka i jego poczynań) naturze, w jej nieświadomej dzikości, choćby to była dzikość nieruchomej pustyni, niż pozorny spokój rzeki gotowej wezbrać gwałtownością powodzi". Odnoszę wrażenie, że ta wizja aktualna jest nadal, jak nadal pozostały jedwabiste, szlachetne gamy kolorystyczne. Muszę jednak przyznać, że gdybym miała wybierać interesującą mnie postać powstałą z inspiracji ptakiem, wybrałabym natychmiast „kretyńskie ptaki" Chavala.